<<< Poprzedni dzień powrót Nastepny dzień >>>

Dzień trzeci (12 VIII 2006)

Gierłoż - Kętrzyn - Święta Lipka - Pilec - Kiersztanowo - Mrągowo

Marysia:

Od rana leje. Wyprane wieczorem ciuchy nie wyschły. Myśl o dalszym pedałowaniu budzi w nas trudno wytłumaczalny wstręt. Czekamy na zmianę pogody. Koło południa podejmujemy decyzję — leje, nie leje — jedziemy. To wszak znane na szlaku zaklęcie podziałało i tym razem. Deszcz oczywiście przestał padać. Jedziemy do Kętrzyna (odwiedzić ścianę płaczu). Chmury suną coraz wyżej. Zwiedzamy bazylikę mniejszą pod wezwaniem św. Jerzego. Do niej przytulony jest kościół ewangelicki, a kilka domów niżej dom modlitwy jeszcze innego wyznania. Zwiedzamy także zamek i muzeum. Na dziedzińcu dwóch współczesnych rycerzy tłumaczy za „cołaskę” sposoby walki na miecze, pozwala się ubrać w kolczugi i hełmy.

Podążamy dalej do Św. Lipki. Sądzę, że w słoneczny dzień mury kościoła dosłownie świecą, teraz jednak jest szaro i pochmurno. Mimo to wnętrze robi niesamowite wrażenie, a prezentacja organów pozostawia niedosyt. Musimy tu jeszcze kiedyś wrócić.

Wreszcie boczne drogi. Niebo zaczyna się przecierać. Chowamy głębiej przeciwdeszczowe kurtki. Mrągowo wita nas słońcem i całkiem sympatycznym kempingiem. Wreszcie rozbijamy namioty.

Na liczniku tylko 45km.


Jacek:

Rano budzi nas banglanie deszczu o szybę. Już tak bardzo nie żałujemy, że nie nocujemy pod namiotami. W minorowych nastrojach idziemy na śniadanie. Leninowskie pytanie „co robić” wisi cały czas w powietrzu.

W zasadzie mamy dwa wyjścia - za drzwi, czyli wsiadać na rowery i jechać w deszczu, albo przedłużyć pobyt o jeszcze jeden dzień. Ewentualnie, jeśli po południu się przejaśni, możemy wtedy wyskoczyć bez sakw do Mamerek - tam też są poniemieckie bunkry, a to tylko siedemnaście kilometrów w jedną stronę. Doba hotelowa kończy się o dwunastej, do tego czasu musimy podjąć jakąś decyzję.

O jedenastej dalej pada. Humory zwarzone. Przemek naciska, żeby jechać. Przekonuje nas w końcu. Zaczynamy się pakować. Zakładam przezroczyste szybki w okularach - bez okularów nie lubię jeździć, po kilkunastu kilometrach bolą mnie oczy.

Pada jeszcze, kiedy wyciągamy rowery z garażu. Gdy mocujemy sakwy, już tylko ledwo siąpi. O dwunastej z minutami wyjeżdżamy na trasę. Deszcz ustał, ale jezdnia jest mokra. Zimno, trzeba mocno kręcić, żeby się rozgrzać. Zmieniają mi się priorytety - cieszę się na podjazdy (ciepło!), klnę na zjazdy (pęd powietrza przewiewa na wylot).

Wreszcie dociągamy do Kętrzyna, szukamy zamku. Zamiast zamku znajdujemy bazylikę mniejszą. W spożywczym przy rondzie kupujemy batony.

Na zamek w końcu jednak też trafiamy. Zwiedzamy w systemie zmianowym - najpierw Andrzej z Przemkiem, potem ja z Marysią. Ekspozycja, powiedzmy sobie szczerze, średnio ciekawa. Zamek jest w większości zrekonstruowany, po wojnie pozostały wypalone mury. Na dziedzińcu miejscowi rycerze prezentują miecze, topory i co tam kto ma. Można przymierzyć kolczugę.

Dalej smętnie i ponuro, ale coraz mniej mokro. Kręcimy do Świętej Lipki - jest tam kościół z przepięknymi ruchomymi organami. Ale najpierw obiad w Błękitnym Aniele. Elegancka knajpa, masa zagranicznych wycieczek, na parkingu luksusowe auta, ogólne „och” i „ach”. Trochę dziwnie patrzą niektórzy na czwórkę ludzi w obcisłych kolarskich spodenkach, kurtkach i z kaskami pod pachą. Ale obiadek pierwszoklaśny.

Po obiedzie Andrzej dobrowolnie deklaruje się, że popilnuje rowerów - już tu kiedyś był, nie musi oglądać drugi raz. My idziemy pozwiedzać. Załapujemy się na koncert organowy. Naprawdę warto!

Teraz ciągniemy do Mrągowa. Szosa już prawie zupełnie sucha, jedzie się nawet dość przyjemnie. W Mrągowie Andrzej zasięga języka w kwestii kempingu. Znajdujemy go bez większego trudu - wreszcie możemy rozstawić te nasze wiezione od trzech dni namioty. Podnosi nas na duchu stan sanitariatów - czysto, przyjemnie, białe kafelki, ciepła woda.

Wychodzi słońce! Rozbijamy się. Marysia rozkłada w namiocie karimatę, ja pompuję „samopompującą” matę. Potem smaruję łańcuchy w naszych rowerach i możemy iść coś zjeść. Jeszcze piwo i spać. Na licznikach 45 kilometrów. Coś cieniutko dzisiaj...



Pakowanie przed hotelem w Gierłoży. Jeszcze trochę pada.

Bazylika w Kętrzynie

Marysia przy rowerach na dziedzińcu kętrzyńskiego zamku

Święta Lipka

Organy w Świętej Lipce

Andrzej na trasie do Mrągowa

Rozstawiamy namiot

Jacek smaruje łańcuch

Przemek dmucha


<<< Poprzedni dzień powrót Nastepny dzień >>>