<<< Poprzedni dzień powrót Nastepny dzień >>>

Dzień drugi (11 VIII 2006)

Wydminy - Sucholaski - Kruklin - Kożuchy Wielkie - Giżycko - Guty - Kamionki - Doba - Parcz - Gierłoż

Marysia:

Pobudka o 7.00. Uznaliśmy, ze Pensjonat Mazur ma przyszłość, tylko sama nie wiem jaką. Wody w toalecie nie ma, ale prysznic jest gorący, a śniadanie smaczne i obfite.

Pogoda piękna. Jedziemy zielonym szlakiem rowerowym. Oczywiście w terenie nie ma żadnych oznaczeń. Jakieś 3km za Sucholaskami, w których należy zjechać z asfaltu w prawo w drogę szutrowo-piaszczystą, na rozwidleniu dróg w środku lasu stoi zwykły drogowskaz: Wydminy, Kruklanki, Giżycko. Wygląda to mocno surrealistycznie. Skręcamy w lewo i po kilkudziesięciu metrach znów pojawia się asfalt. Mijamy działającą żwirownię i zaczynają nam towarzyszyć ciężarówki. Daje się odczuć mocno pofałdowany kawałek drogi.

Dojeżdżamy do Giżycka. Postój na drugie śniadanie przy obrotowym moście na kanale Łuczańskim. Obserwujemy działania mechanika mostowego i ruch żaglówek.

Na skraju miasta wznosi się Twiedza Boyen (http://mazury.info.pl/atrakcje/twierdza-boyen), którą zwiedzamy bez przewodnika. Próbujemy się podłączyć pod jakąś grupę, ale nie bardzo to się udaje. Ciekawa jestem, gdzie sypiają zimą nietoperze. Pomieszczenia schroniska PTSM niewiele mają wspólnego z salami w Forcie IV w Toruniu.

Wyjeżdżamy z Giżycka niebieskim szlakiem rowerowym początkowo bardzo ruchliwą drogą nr 59, potem spokojniejszą 592 na Kętrzyn a w końcu w Pięknej Górze wjeżdżamy na nasz ulubiony wąski i pusty asfalt. Mijamy kemping w Kraśniku (o takim marzyliśmy wczoraj) i koło 13-tej docieramy do Doby. Faktycznie mija doba, odkąd wyruszyliśmy z Prostek :D. Jedziemy teraz czerwonym szlakiem i spotykamy coraz więcej rowerzystów. Rozglądamy się uważnie gdzie odchodzi niebieski szlak rowerowy. Powinien iść na zachód, ale znaków nie ma przez pewien czas. Nareszcie, po zjechaniu z porosłej pszenicą górki — jest! Lekko przekrzywiony drogowskaz stoi po prawej stronie szlaku. Niebieski pieszy (a gdzie rowerowy?) rozpoczyna tutaj swój bieg. Skręcamy zgodnie z niebieskimi znakami i w takt dzwoniącego kubeczka uwiązanego do jackowego roweru podążamy do Gierłoży mijając w Parczu łatwo rozpoznawalne zabudowania dawnej stacji kolejowej (nie dam głowy, czy nie ma tam mocno zarośniętych torów).

Koło 16-tej lądujemy w hotelu w Wilczym Szańcu i w towarzystwie przewodnika, pana Kozakiewicza („Zapamiętacie państwo łatwo moje nazwisko” powiedział przewodnik czyniąc znany w Polsce gest. Fakt, zapamiętałam.)

Na liczniku 53km.


Jacek:

Rano dostajemy za naprawdę niewielkie pieniądze przepyszne śniadanko. Pakujemy się i koło dziewiątej ruszamy na trasę. Pogoda piękna. Początkowo jedziemy główną drogą, potem skręcamy w boczną. Asfalt kończy się stosunkowo szybko, ale po ubitym szutrze jedzie się bardzo fajnie. Zresztą po jakimś czasie znowu zaczyna się asfaltowa wstęga.

W bojowych nastrojach dociągamy do Giżycka. Pierwszy punkt programu - obrotowy most na Kanale Łuczańskim. Jest jedenasta z małymi minutami, a most otwierają o jedenastej trzydzieści. Lokujemy się strategicznie w kafejce tuż przy moście i jedząc naleśniki czekamy na spektakl.

Punktualnie o wskazanej godzinie z budki wychodzi pan i zamyka szlabany. Potem obracając wielkim kołem podnosi całą konstrukcję mostu o kilka centymetrów. Wreszcie wtyka drąg z poprzeczką w specjalną dziurę w jezdni i zaczyna nim kręcić. Powoli most odsuwa się na bok. Zaczynają przepływać łódki i statki.

Most pozostaje otwarty przez pół godziny. Przez ten czas kończymy naleśniki, dopijamy colę i pakujemy się na rowery. Kolejny punkt programu to Twierdza Boyen - pruskie fortyfikacje, największe w tym rejonie. Położone są znakomicie. Na północy drogę na zachód zagradza potężny kompleks jeziora Mamry. Na południu - Niegocin i dalej Śniardwy. Pozostaje wąski lądowy przesmyk, przy którym leży Giżycko. I ten właśnie przesmyk rygluje Twierdza Boyen. Rygluje z sukcesem - fortyfikacje dwukrotnie oparły się atakowi wojsk rosyjskich.

Zostawiamy pospinane rowery na dziedzińcu i idziemy zwiedzać. Mimo iż staramy się chodzić dosyć szybko, zajmuje nam to ponad godzinę. Obszar twierdzy jest ogromny.

Wreszcie jedziemy. Kawałek krajówką, potem zaczynają się nasze ulubione boczne drogi. A nawet, momentami, bardzo boczne - szuter i piach. W miejscowości Doba patrzymy na zegarki - zgadza się, właśnie minęła doba, odkąd w Prostkach wsiedliśmy na rowery. Pamiątkowe zdjęcie i można jechać dalej. Po drodze mijają nas liczni rowerzyści - w większości zagraniczni.

Wreszcie dociągamy do Gierłoży. Tu mieścił się Wilczy Szaniec - najważniejsza wojenna kwatera główna Hitlera. Ogromne bunkry zostały wysadzone w powietrze przez wycofujących się Niemców, ale ich pozostałości robią wrażenie. Dość wspomnieć, że niektóre miały ściany i strop o grubości siedmiu metrów! To właśnie Wilczy Szaniec był sceną nieudanego zamachu na życie fuhrera.

Jeszcze będąc w Wydminach zabukowaliśmy telefonicznie pokoje w hoteliku mieszczącym się na terenie Szańca. Rozpakowujemy się i idziemy zwiedzać. Bierzemy przewodnika, sympatycznego gadułę rodem z Wilna. Przejście trasy zajmuje dwie i pół godziny. Zaczyna się chmurzyć, czyżby załamanie pogody?

Wracając natrafiamy na niewielki camping! Niestety, już za późno, zdążyliśmy się zameldować w hotelu, przepadło. Zastanawiając się, czy uda nam się na tym wyjeździe choć raz rozbić namioty, udajemy się na obiadokolację.

Bilans dnia - 53 kilometry.



Zasiadamy do śniadanka

Przemek i Andrzej walczą z rowerami na schodach

Pensjonat Mazur

Na rozstajach

Którędy by tu dalej?

Giżycko. W oczekiwaniu na mostowe atrakcje

Pan zaczyna kręcić mostem...

Kręci i kręci...

I teraz mogą przepływać łodzie i statki

W Twierdzy Boyen

Umocnienia Twierdzy Boyen

Jeszcze trochę umocnień

Marysia wyprowadza rower przez bramę

Minęła doba odkąd wyjechaliśmy na trasę. Ze tej okazji pamiątkowe zdjęcie w Dobie

W razie gdyby nikt nie zauważył, droga jest nieco wyboista

Bunkry Wilczego Szańca w Gierłoży

W resztkach bunkra


<<< Poprzedni dzień powrót Nastepny dzień >>>